Opowieść o osiołkach.

W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku Międzychód był znany z dobrze rozwijającego się rzemiosła, handlu, fabryki konserw. Miasto przeżywało swoje ?złote czasy? za sprawą powstających  w Puszczy Noteckiej tartaków, portu rzecznego na Warcie, a nawet kopalni węgla brunatnego. Dzięki doktorowi A. Chramcowi z Zakopanego funkcjonowało tu także uzdrowisko. Wszyscy korzystali też z tego, że Międzychód był wówczas miastem przygranicznym ? na samym Rynku stały aż dwa hotele i dwie wielkie restauracje, cukiernie, mleczarnia, wiele sklepów i warsztatów rzemieślniczych?


Miasto poszczycić się mogło również licznymi stowarzyszeniamii organizacjami ? harcerzy, wioślarzy, ?Sokołem?, Bractwem Kurkowym, ?Strzelcem?, chórami, orkiestrą, amatorskimi teatrami i wieloma innymi. Każde z nich, by pokazać się z jak najlepszej strony, organizowało najróżniejsze, dostępne dla wszystkich imprezy - a więc sztuki teatralne, wieczornice, ?zabawy latowe?, zawody pływackie i wioślarskie, pochody, koncerty, festyny
z wędkami szczęścia, loterie fantowe, strzelanie z wiatrówek, zawody w kręgielni, a dla starszej młodzieży tańce.
Opowiadają starsi mieszkańcy, że tuż obok miejsca, przy którym stoimy znajdowała się mleczarnia pana Masicy. Produkowano tu twarogi i pyszny ser limburski, a specjalistą od wyrobu był pan Sowiński, który sery, mleko i świeżą śmietanę, ubrany w czysty biały fartuch, rozwoził każdego dnia specjalnym wózkiem do domów klientów i pokaźnym dzwonkiem oznajmiał swe przybycie...
Mleko do swej mleczarni pan Masica przywoził natomiast z Muchocina. Codzienny dowóz odbywał się przy pomocy małego wózka ciągnionego przez dwa, czasami jednego osiołka.
To właśnie te osiołki zasłynęły z tego, że pokonując ciągle tę samą trasę, potrafiły już same trafić do mleczarni oraz wrócić do domu. Zazwyczaj po wyładowaniu konwi zawracano je więc, a para kłapouchów samodzielnie, nie czekając, aż się je pogoni, nie wadząc nikomu, dając się poklepać
i pogłaskać, cierpliwie, na skróty ? ?na szagę? przez Rynek szła do domu.
Dzięki temu poczciwe zwierzaki stały się też wielką atrakcją na różnego rodzaju, przygotowywanych przez wspomniane wyżej stowarzyszenia, imprezach. Lubiane przez wszystkich, przyciągały maluchy i rodziców ? zwłaszcza, gdy dekorowano je wstążkami,  przyozdabiano  pomponami i woziły dzieci. Bywało, że na wózek, zamiast konwi, stawiano bęben od orkiestry i taki zaprzęg stawał się prawdziwą ozdobą pochodu. Każda impreza bowiem, obowiązkowo rozpoczynała się przemarszem przez miasto - wraz z orkiestrą i wszystkimi członkami danej organizacji, często w specjalnych strojach. Niestety, osiołki czasami wymyślały swoją, dodatkową ?atrakcję?. Nie zważając na dekoracje, kolorowe szarfy i kwiaty przy uprzęży oraz ustaloną trasę i marszowe takty orkiestry ? gdy tylko znalazły się na Rynku, wędrowały po swojemu ? ?na szagę? do mleczarni pana Masicy. Nie pomagały żadne napominania i błagania organizatorów oraz opiekuna. Zwierzaki musiały odbyć swoją marszrutę i za nic nie dawało się pokonać ich oporu. Pochód ruszał dalej dopiero po ?obowiązkowym? zaliczeniu mleczarni, a cała impreza była wtedy podobno jeszcze bardziej udana...
Na pamiątkę tych miłych stworzeń i radości, jaką dawały oraz dla przypomnienia dawnych dobrych czasów ? figurę ustawiono 27 listopada 2012 roku.

(na podstawie tekstu Łucjana Sobkowskiego ?Muchocińskie osiołki?)